By nieco umilić sobie życie po wtopie z warzeniem piwa, zdecydowałem się na rozpoczęcie procesu zlewania moich win - dla niektórych to już naprawdę najwyższa pora. Na pierwszy ogień tradycyjnie najstarsze - czyli z suszonych kwiatów czarnego bzu. Przy ostatnim zlewaniu wino było strasznie perfumowe. Teraz zrzuciło trochę osadu i zdecydowanie zrównoważyło się w smaku. Tak jak byłem bardzo nieufny, tak zaczyna we mnie kiełkować nadzieja, że może coś z tego jednak będzie. Na razie wino zaszczepiłem delikatnie płatkami dębowymi - zajrzę do niego jakoś w okolicach Wielkanocy. Pewnie będzie trzeba też lekko dosłodzić, ale poczekajmy - jedno max dwa zlania i będzie można butelkować. Przepraszam za jakość fotki, ale jakoś wyjątkowo nie chciało mi się statywu rozkładać - a powinienem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz