Minął tydzień od przymusowego nastawienia miazgi na daktylach. Całość zadana drożdżami rozpędzała się dość powoli, ale to nawet dobrze. Pulpa jak pulpa - czapa unosiła się na powierzchni nastawu - pachniała całkiem przyjemnie - słodko, trochę miodowo.
Jak przyszło do jej wyciskania to się przyjemnie zaskoczyłem. Choć nie dodawałem pektopolu, daktyle wyciskało się bardzo lekko i szybko. Zlewany moszcz był ciemny - przypominał brzeczkę nastawianą na gniazdowym miodzie. Było mało czasu więc na noc wszystko zostało w wiadrze gdzie fermentowała pulpa.
Muszę szczerze powiedzieć, że przy przelewaniu byłem szczerze zaskoczony. Czapa drożdżowa byłą bardzo gęsta - prawie jak przy fermentacji piwa. Przelałem wszystko do balonu dodałem drugą porcję pożywki oraz 1kg cukru rozpuszczony w 5l wody - tak by nastaw miał razem ok 10l i jedną obraną cytrynę. Woda była dość ciepła, ale na szczęśćie nie zaparzyłem drożdży. Pozostaje czekać i mieć nadzieję, że to co mówią o winie daktylowym - że jest gotowe w ekspresowym tempie - jest prawdziwe.
Jedną cytryną kwasowości nie zawojujesz:) Wyreguluj jej poziom do 5-6 g/l kwaskiem cytrynowym lub regulatorem kwasowości. Wino bez kwasów jest 1) bardziej podatne na zepsucie, 2) mdłe, nudne, płaskie w smaku.
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz. Nad kwasowością win muszę popracować - pewnie w końcu kupić sobie potrzebny osprzęt do pomiarów. Dobre to, że w każdym momencie mogę dokwasić.
OdpowiedzUsuńZacząłem czytać Twojego bloga - bardzo inspirujący.