Mój gin stał z botanikami przez jakieś 36h. W międzyczasie kilka razy go zamieszałem. Następnie dobrze przefiltrowałem - zawsze mnie denerwuje jak mam w butelce pływające paproszki.
W ciągu tych 36h gin zmienił barwę na jasnożółtą nabrał też naprawdę przyjemnego zapachu ginu. Jednak ani kolor, ani zapach nie miałyby znaczenia gdyby gin wyszedł niesmaczny. Próbki przy przelewaniu nie mówiły wiele - jałowcówka, ale w końcu kto pije gin czysty?
Zanim przystąpiłem do testów minęły jeszcze dwa dni, w końcu dziś wieczorem pobawiłem się w barmana. Miarka ginu, plasterek limonki, kostka lodu i Kingsley - jednym słowem klasyka.
I muszę przyznać, że spotkała mnie całkiem miłą niespodzianka. Od razu powiem - nie jest to klasa Bombay Sapphire, ale ... jest dobrze. Na pewno smaczniejszy - bardziej delikatny - niż zwykły gin Lubuski. Razem z żoną umieściliśmy go na tej samej półce co Seagrams - ciut delikatniejszy niż czysty i ostrzejszy niż Seagrams Lime. Jak dla mnie to naprawdę miła niespodzianka jak na efekt osiągnięty z cukrówki po 36h. Na pewno będę go powtarzał, szczególnie jak będzie się szykowało wyjście na imprezę - bo warto. Zresztą chciałbym się jeszcze wypróbować inne dodatki - np. anyż.
Jeżeli mógłbym coś zasugerować odnośnie ginu to dobrze go podawać z dwoma (nie obranymi ale umytymi) plasterkami świeżego, szklarniowego ogórka.:)
OdpowiedzUsuń