Kończy się sezon na wiśnie i jest to najlepszy czas na zakup tych owoców. Wiśnie są już bardzo ciemne, bardzo słodkie po prostu najlepsze by z nich robić różnego rodzaju dobrocie. Ja kupiłem nieco ponad 5kg pod Halą Mirowską z przeznaczeniem na nalewkę oraz jako dodatek do czwórniaka.
Porcję do czwórniaka - podkusiło mnie przyznaję się bez bicia - postanowiłem przefermentować krótko w miazdze. Nie drylowałem wiśni, lekko je rozbełtałem mieszadłem, trochę pogniotłem, zaprawiłem piro, dodałem wrzącej wody, pektopol i jak ostygło zaszczepiłem drożdżami. Przed chwilą wpadłem na to że mieszadło powinienem odkazić - ale już po ptakach. Upał jaki był wszyscy widzieli no i pulpę szlak trafił - tak mi się przynajmniej wydaje. Nie będę ryzykował nastawu i wylałem wszystko do kibla :(
Na szczęście lepiej mi poszło z nalewką. Co prawda będzie ona w tym roku nieco oszukana - dałem raptem kilogram - może półtora kilograma wiśni - ale mają one za zadanie uratować niezbyt udany rozcieńczony do 40% destylat. Oczywiście najpierw planowałem dokupić z kilogram, ale tak jakoś wyszło, że się nie zeszło. Do wiśni dałem miód wszystko odstawiłem by ładnie zaczęło fermentować na dzikich drożdżach. Po 5 dniach jak już wszystko naprawdę ładnie pracowało zalałem destylatem. Wiem, że produkt nie będzie przesadnie mocny - liczę na jakieś 25-30%, ale wzmocnić i doprawić innymi smakami (np wyciąg z wanilii, albo zaprawka do przypalanki) będę miał jeszcze okazję. Wyszło akurat tyle ile chciałem - cały słoik ok 4l objętości. Oczywiście siadł mi akumulator i nie ma zdjęcia już po zalaniu - pokażę więc tylko jak się drożdże na wiśniach rozbujały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz