niedziela, 23 czerwca 2013

Niespełnione obietnice - Casillero del Diablo - Reserva Merlot 2011 Chile

Na forum portalu Alkohole Domowe kolega ta_moko zaproponował by wspólnie wybierać, degustować a następnie dzielić się opiniami o winach. Absolutnie nie mam, żadnych kwalifikacji i jakiejś  wiedzy somalierskiej, ale inicjatywa mi się spodobała i postanowiłem brać w niej udział.

Na pierwszy ogień - trochę dla mnie pechowo, bo raczej nie gustuje w winach czerwonych - poszło Casillero del Diablo - Reserva Merlot 2011 Chile

Może najpierw kilka słów o CdD czyli Diabelskiej Szafce. CdD jest marką winnic Concha y Toro - jednego z największych producentów wina w Chile. Concha specjalizuje się w winach czerwonych. Cassiliero del Diablo - w poszczególnych latach zdobywało za swoje wina różne nagrody. Brzmi to bardzo obiecująco a cena wina nie powala - 30 pln za butelkę. 

Pojawiła się dobra okazja do degustacji - przychodzili goście - więc do wina zaplanowaliśmy podanie deski serów. Wino najpierw dobrze schłodzone, następnie na godzinę przed wyjęte z lodówki przelane do karafki i pozostawione na przeszło godzinę by pooddychało i nabrało odpowiedniej temperatury. 

Wino w kolorze bardzo intensywne, wpadające w refleksach w fiolet. Wspaniały zapach, w którym dominuje czarna porzeczka i leśne owoce, obiecuje intensywne w smaku złożone wino. Pierwszy łyk i czujemy dębową beczkę na początek, w środku i na końcu. Choć wino jest jak dla mnie za mocne (13,5%), alkohol nie jest wyczuwalny w smaku - ale idzie do głowy. No to może mała przegryzka - serek pleśniowy, oliwka, kawałek kabanosika - kolejny łyk ... znowu beczka ... i tak do końca.  Jak dla mnie rozczarowanie. W smaku nie zostaje nic z obiecywanych aromatów a wino jest płaskie i papierowe. Nawet nie, że jest niesmaczne, ale trudno mi cokolwiek więcej o nim napisać. Spodziewałem się wina bogatego w smaki a tu jeden wymiar - do obiadu nawet ujdzie, żeby przepłukać sobie usta, ale w tej cenie można kupić znacznie lepsze wina.

Butelka się skończyła - był jeszcze jeden Merlot - hiszpański 2011, ale zgodnie uznaliśmy, że na ten wieczór starczy z czerwonym winem - leciutkie Vinho Verda dużo bardziej nam pasowało.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Trójniak głogowy - zlania nr 2 i 3

Obiecywałem, że się wezmę do roboty to spełniam obietnicę. Dzięki paczce od brata stałem się posiadaczem kolejnej damy 5l - która bardzo była potrzebna. Pozwoli mi na spokojne przeprowadzenie miodowego remanentu w piwnicy - oraz serię próbek czy wszystko idzie w dobrym kierunku.
Na pierwszy ogień poszedł trójniak głogowy. Poprzednio zlewany 4 miesiące temu. Podtrzymuje to co pisałem poprzednio o klarowanie - idzie rewelacyjnie. Dama zlewana po raz trzeci zrzuciła trochę osadu, ale jakbym się musiał gdzieś śpieszyć śmiało bym ją butelkował i wstydu by nie było. Nie widać tego na zdjęciach, ale w kieliszkach miody są raczej jasne - piękne złoty kolor. Miód niestety stracił z aromatu - pachnie gorzej niż poprzednio, dość ostro i w sumie mało przyjemnie. W smaku znaczna poprawa - złagodniał, stracił posmaki drożdży. Dama zlewana drugi raz - też ładnie sklarowana - zrzuciła za 2 cm osadu - modelowy przykład kiedy można dokonywać obciągu po pierwszym zlaniu.  Młodszy ma lepszy zapach - intensywny, przyjemny, ale dużo gorszy smak - ostry i bez cienia harmonii.
Mam straszną frajdę przy zlewaniu i próbowaniu miodu z obu baniaków. Pierwszy ma bardziej intensywny kolor (więcej barwników wyługował z głogu), ale w kieliszku wyglądają bardzo podobnie. Przy porównaniu wspaniale widać (albo raczej czuć) jak miód się zmienia w trakcie dojrzewania. Myślę, że dam mu czas - zajrzę do niego na jesieni. Kolejny raz zleję myślę, że już połączę i dorzucę kostek dębowych. O butelkowaniu pomyślę za rok ... może półtora.


Przy okazji pochwalę się nowym nabytkiem - obiektyw manual helios. Fotki pojedyncze są nim robione. Myślę, że nie ma dużej różnicy w jakości a ile zabawy przy sesji.


 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...