niedziela, 22 września 2013

Piwo, piwo i po piwie

Obecnie jestem na urlopie we wspaniałym piwnym kraju - Czechach. W drodze na wycieczkę w tamtejszym Lidlu zobaczyłem pakiet 8 piw Postrizynskie Lezaky, które postanowiłem kupić jako pamiątkę. Prócz tego kupiłem luzem 4 piwa i jakieś drobiazgi. 
Dojechałem do malowniczo położonej miejscowości Ruzova i poszliśmy z żoną na wycieczkę w stronę ruin młynów. Należy zaznaczyć, że specjalnie po to przyjechaliśmy, bo sam szczyt Ruzovski Vierch zdobyliśmy w trakcie deszczu dwa dni wcześniej, ale do młynów nie dotarliśmy bo nam się szlaki pokręciły.
Wycieczka trwała dobrze ponad 4 godziny - bo po drodze trochę zbieraliśmy grzybów. Samochód stał gdzie miał stać,wszystko było ok więc wróciliśmy spokojnie do naszej bazie w Tisie. Otwieramy bagażnik a tam ewidentnie rzuca się w oczy brak kartonu z piwem... nie ma też bananów (mało dojrzałe sztuk 6) oraz batoników (4 sztuki - produkcja polska). Natomiast 4 piwa, 2 pomidory oraz woda zostały...
Jednak w Czechach też są buce, ale w porównaniu z naszymi rodzimymi bucami przynajmniej miłe buce - włamują się komuś do samochodu (właściwie do bagażnika), ale na osłodę jednak mu coś zostawiają.

sobota, 14 września 2013

Winobranie - nalewka z domowych winogron

Urlop zbliża się wielkimi krokami. Już nie mogę się doczekać. No, ale jest jeszcze kilka spraw, które trzeba przed wyjazdem zamknąć i uporządkować. Jedną z nich są moje winogrona. 
Był to drugi rok od kiedy zacząłem się nimi zajmować - jeszcze nie wszystko jest tak jak być powinno, ale sprawy, choć powoli, posuwają się w dobrym kierunku. W zeszłym roku zebrałem wiaderko - w tym prawie dwa. Jak na moje potrzeby w zupełności starczy.
Z racji tego, że nie wiem co to za odmiany - a znaczną część podejrzewam o bycie labruscą - poszukuję najlepszej formy zagospodarowania ich. Było już tłoczenie soku na zimno i robieni miodu (muszę rozlać - jest bardzo dobry, ale dziś brakowało czasu). Była fermentacja w miazdze i również robienie miody (jest zupełnie inny - ale idzie w dobrą stronę). W tym roku postanowiłem wrócić do nalewki, którą kiedyś robiłem. Wówczas jej nawet nie spróbowałem bo całość (1,5l) rozeszła się w formie podarunków - pamiętam, że była dość słodka i kobieca.
Na nalewkę poszło w sumie 3,5l 70% spirytusu - robiłem wg. znalezionego w którymś dodatku do GW przepisu (na ile starczyło mi miejsca i winogron). Odszypułkowałem i zalałem spirytem. Za 6 tygodni nalewy zleję, owoce zasypie cukrem - jakieś 0,5 kg na każdy litr uzyskanego nalewu. W dużym słoju przepis podstawowy - czyli bez dodatków. W butelkach - w jednej dodany kawałek kory cynamonu, w drugiej 4 ziarna kardamonu. W małym słoiku 5 goździków.



czwartek, 5 września 2013

Rozczarowania i niespodzianki

Jestem nieco podziębiony to i zmysły nieco mam przytępione, ale jak na spacerze w śmiesznym małym sklepie z alkoholami na nowym osiedlu zobaczyłem bardzo fajny wybór piw oraz dwa rodzaje cydru to nie mogłem sobie odmówić przyjemności i kupiłem.
Na pierwszy ogień do testów - i dobrze - poszedł MontRoyal Apple Cidr. Napój od początku budził moje wątpliwości - malutka butelka tylko 275ml oraz żadnej wzmianki o składzie. Rozlany, jasnym, słabo nagazowany, zupełnie bez piany. Smak i zapach - pierwszy łyk całkiem pozytywny - czuć jabłka, potem refleksja, że te jabłka są w smaku takie jak sok jabłkowy w kartonach, a później to już szkoda gadać. Czasem nachodzą mnie myśli, że moja skłonność do próbowania cydrów w Polsce odbija się niekorzystnie na moim zdrowiu. 
Drugim cydrem był Green Mill Cider - zrobiła go Kampania Piwowarska. Nie spodziewałem się niczego dobrego - choć jak przeczytałem etykietkę to jakiś promyk nadziei się pojawił - sok + drożdże cydrowe + siarczany (to rozumiem). Cydr po nalaniu zrobił dużą pianę, która szybko opadła. Pachniał lekkim winem. Smakował o dziwo całkiem całkiem, zresztą co tam będę ściemniał - smakował naprawdę w porządku. Daleko mu co prawda do cydrów normandzkich a i Stassen był od niego lepszy, ale wstydu nie ma. Jak ktoś chce spróbować cydru, może śmiało kupić - nie będzie zawiedziony.


poniedziałek, 2 września 2013

Witbier - degustacja

Oczywiście jestem nieco spóźniony - jak ostatnio ze wszystkim. Pierwsza degustacja była już ze dwa tygodnie temu, ale co tam. Pierwsza i druga butelka smakowały dziwnie - musiałem przyzwyczaić się do tego specyficznego nieco kwaśnego smaku. Jak otwierałem Witka po raz trzeci z kolegami przy okazji transmisji meczu zebrałem pochwały, że całkiem nieźle mi te piwka wychodzą. 
Ostatnia degustacja miała miejsce z żoną. Zaraz po otwarciu pierwszy zapach jest bardzo kolendrowy. Pierwszy łyk dość kwaśny. A później dzieje się coś co mi jest trudno wytłumaczyć. Raz piwo pachnie kolendrą a raz kwasowością, raz jest bardziej kwaśne raz lekko pomarańczą smakuje. I to wszystko przy piciu piwa z jednej butelki - bardzo fajnie się te smaki i zapachy przeplatają i uzupełniają a całą kompozycja jest bardzo odświeżająca. Do tego stopnia nam posmakowało, że żona wydała werdykt, że to moje najlepsze piwo jakie piła.
Mimo fatalnego zacierania jestem naprawdę bardzo zadowolony z efektów - zwłaszcza po tym jak odkryłem, że mój aerometr szpetnie przekłamuje o 2 a może nawet 2.5 blg. Oznacza to że Witek nie miał jakiś marnych 8,5 blg tylko zupełnie akceptowalne 10,5 - 11.
Jestem z niego tak zadowolony, że zamierzam go wystawić w I Warszawskim Konkursie Piw Domowych - a co.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...