czwartek, 22 listopada 2012

Trójniak gronowy - kolejne zlanie



Trójniak stoi i się klaruje ponad 2 lata - i nadal trochę mu brakuje. Powoli tracę do niego cierpliwość więc przelałem go do najwęższej butelki i roboczej pojemności. Winogrona takie same jak przy czwórniaku, który niedawno zlewałem - ale sok tłoczony bezpośrednio z owoców a nie fermentowany w miazdze. Różnica jak widać gigantyczna. Jak winogrona obrodzą to może pójdę w tym kierunku - tłoczyć sok z owoców i z niego robić miód/wino a resztę przeznaczyć na grappę. Smak miodowy - nie próbowałem bo w kieliszku inny miodzik na inną historię.

Po
Przed
Osad

wtorek, 20 listopada 2012

Czwórniak czarnobeziak - pierwsze zlanie

Prosto z piwnicy
Kontynuuję pracę w piwnicy. Jak przeglądałem bloga to wnioskuję, że to chyba pierwsze zlanie. O dziwo w miodku znalazły się chipsy dębowe a nie pamiętam, żebym je sypał - ale widać pamięć ludzka jest zawodna. Miód wytrawny ostry i cierpki w smaku. Czuć że jeszcze nie jest odgazowany. Powinien być moim zdaniem słodszy - może nie jak groniak, ale jednak. Być może chipsy nie okazały się najlepszym dodatkiem, ale to zobaczymy z czasem. W zapachu też jeszcze mało przyjemny, ale ma czas by się rozwinąć. W czarnobeziaki bardzo wierzę i myślę, że z tego też będzie przyzwoity napitek za rok. 




Już po zlaniu
Jeszcze przed zlaniem

niedziela, 18 listopada 2012

Czwórniak gronowy - pierwsze zlanie

No i po świętowaniu przyszedł czas, żeby zabrać się do pracy. Na pierwszy front poszedł czwórniaczek gronowy. Stał on sobie prawie 2 miesiące, zebrał osadu więc pora na pierwsze zlanie. 

Osad
Jeszcze w balonie
Pierwsza próba organoleptyczna dość rozczarowująca. Kolor ładny, ale zapach mocno taki sobie - coś w stylu zeschłych liści, które namokły. W smaku jeszcze lekko musujący - to można zrozumieć - ale mocny i słodki. Tak jakbym zlewał trójniaka. Nie pamiętam czy przypadkiem właśnie ostatnich miodów nie wstawiałem z brzeczki - pod 29 blg bo czwórniaki trzeba było delikatnie dosładzać, ale ten jest za słodki. Poza tym nic szczególnego - ostry posmak, taki jak miały użyte grona. Zaprawiłem go szczyptą płatków mocno palonych i dwiema lekko - dam mu dwa miesiące i zobaczymy czy to coś warte będzie.

Płatki dębowe
Po zlaniu

sobota, 17 listopada 2012

Beaujolais Nouveau

W tym roku postanowiliśmy zapoczątkować nową świecką tradycję i celebrować u nas Święto Wina - Beaujolais Nouveau. Na tą okazję zaopatrzyliśmy się w wino Joseph Drouhin i zaprosiliśmy kilku znajomych na kosztowanie wyrobów Piwinic Redutowych. 15 listopada miał być też kresem mojego eksperymentu z WOW i zaprezentowaniem go szerszej publiczności.
Kupione Beaujolais Nouveau okazało się naprawdę niezłe - jeśli pamiętać że to beaujolais. Ładny kolor, niezły zapach, trochę cierpkie i kwaśne, ale z wyczuwalną nutą porzeczek i czegoś co ja bym zidentyfikował jako rozpuszczalnik. Opis jak widać nie bardzo przychylny, ale całość wina została bez wstrętu wypita. Już rok temu brałem beaujolais tego producenta i również było dobre więc chyba mogę polecić. W Warszawie do kupienia w sklepach La Vinotheque 37 zł za butelkę - oczywiście obiektywnie to wino nie jest warte takiej ceny, ale czego się nie robi w święta :D



Drugim smaczkiem wieczoru była degustacja Wurzel Orange Wine. Tu sprawa wisiała do ostatniego momentu na włosku, ale po kolei. Niestety do mojego wylotu na urlop wino nie zakończyło pracy. Zrzuciło sporo osadu, ale bulkało wciąż żywo więc postanowiłem je zostawić (z perspektywy to był raczej błąd). Po powrocie, szybkie zlanie - zasiarkowałem dodałem żelatyny dla klarowania i co ... no i w zasadzie nic. Nieco w desperacji dodałem bentonit i nawet 14. filtrowałem, ale dużo to nie dało. I już miałem schować balonik ale dałem żonie do weryfikacji czy mimo, że mętne (wstyd mi) można podawać. Zapadła decyzja że możne. No i chyba nie była zła - bo zebrane towarzystwo rozpływało się nad smakiem. I może bym im nie wierzył, ale wino dobrze im szło. Reszta z baniaczka idzie do mniejszej butelki i poczeka na samoczynne klarowanie. Co do smaku to lekko gorzkawe od pomarańczy dość owocowe - nadal czuć posmak drożdży w tle, ale jak na miesiąc od nastawienia naprawdę nie ma się czego wstydzić. Poważnie zastanawiam się nad nastawieniem 10l i zrobieniu go "tak jak należy"

sobota, 10 listopada 2012

WOW - pierwsze zlanie

Po powrocie z Paryża, przyszedł czas by zajrzeć do piwniczki. WOW skończył fermentację i zrzucił całkiem sporo osadu. Został zlany do mojej najwęższej butelki, by klarował się jak najszybciej. Ponieważ jest to eksperyment, postanowiłem wspomóc się środkiem do klarowania Enartis Hydroclar 30 (30% roztwór żelatyny) 1ml oraz pastylkami Enartis Tannisol 0,5g (tanina + pirosiarczan+ witamina C - 1g = 0,7 ml). W zanadrzu mam jeszcze niemiecki bentonit (taki profesjonalny :D), który pewnie dodam w poniedziałek lub wtorek - w końcu w czwartek ma być degustacja. Co do smaku to wino nawet nawet - spodziewałem się, że będzie dużo gorzej. Trochę za dużo w nim goryczy z pomarańczy, ale lepsze niż stołowe wino, które piliśmy w Paryżu do obiadu - to było wyłącznie kwaśne.
WOW - osad

czwartek, 8 listopada 2012

Pożegnanie Paryża

Żegnając Paryż wybraliśmy się na spacer po Montmartre. Pogoda akurat się zepsuła, więc zrobiliśmy sobie krótki postój na grzane wino w małej kafejce. Po wyjściu z niej trafiliśmy na winnicę - to nie żart. Na Montmartre dawniej faktycznie uprawiano wino, ale rozwój miasta niestety spowodował, że na miejscu winnic wyrosły kamieniczki. W każdym razie ta się zachowała. Tabliczka na winnicy informuje, że pierwszy zbiór miał miejsce w 1934 roku - odmiana Bella Gabriella. 2000 winorośli może dać 1 300 kg gron - kilka fotek


niedziela, 4 listopada 2012

Paryż pachnący jabłkami

Post urlopowy - pisany jak nie trudno się domyśleć z Paryża. Francja to prawdziwa mekka miłośników alkoholu - calvados, koniak, armaniak, wspaniałe likiery, szampan, wina. Kartonik soku   kosztuje więcej niż wino - tak jak w Czechach - butelka wody więcej niż piwo
Moim skromnym zdaniem francuskie wina są mocno przereklamowane. Na KuchniaTV kiedyś słyszałem, że strasznie ekspansywna gospodarka na winnicach doprowadziła wiele z nich do degradacji - za dużo nawozów, które wpływają na wino. I chyba coś w tym jest bo w moim preferowanym przedziale cenowym - do 3 Euro - to w Paryżu jest z winami bardzo cienko. Kilka lat temu w Strasburgu, wspaniałe regionalne Alzackie wina, w sklepiku tylko z winami, kupowałem między 2,70 a 3,50 - w Paryżu jest z tym cieniutko - ale nie o tym.
Post będzie o cichym bohaterze mojego urlopu - cydrze. Z cydrem do tej pory miałem do czynienia sporadycznie. Kilka razy robiłem z kartonikowych soków - nie był zły, ale brakowało mu smaku jabłek - ot kwaśny napój z procentami. Próbowane też cydry angielskie w zasadzie smakowały tak jak mój kartonikowy więc się za bardzo tym nie przejmowałem a cydr robiony przez Jabłonowo smakował sztucznością jak lemoniada. 
Ostatni mój cydr, robiony na drożdżach do cydru, trochę mnie wprawdzie zawiódł - znowu kwaśny w dodatku z posmakiem drożdży, ale przy cydrze kupionym w ramach tygodnia francuskiego w Lidlu (15PLN za 0,75l) był i tak świetny. Cydr lidlowy był fatalny a jego smak określiłbym jako subtelna mieszanka kurzu, pajęczyny i starej wilgotnej piwnicy z wyczuwalnym smakiem alkoholu - w oferowanej ceni mega rozczarowanie.
Pierwsza wizyty w niedalekim Leader Price i pozytywne zaskoczenie - trzy interesujące (brut) rodzaje cydru. Decyduje się na ten ze średniej półki 1,35 za butelkę szampanówkę. Po schłodzeniu degustacja - rewelacja. Delikatnie musowany, bardzo jabłkowy i idealnie harmonijny napój o mocy 4,5% - których nie czuć - za to czuć ich działanie po po wypitej na spółkę z żoną butelce humory nam się zdecydowanie poprawiły.

Następna wizyta w markecie - Lidl. Jeden rodzaj cydru - również szampanówka z ładnym korkiem.  Z wyglądu napój nie różni się niczym, ale w smaku już tak - i to niestety na niekorzyść. Znowu posmak piwniczny - dużo łagodniejszy niż w tym pitym w Polsce, ale zdecydowanie gorszy niż poprzedni - niestety zgubiłem rachunek więc nie wiem jak z ceną.
Wracamy więc do LP - i ryzykancko bierzemy najtańszy cydr - kapslowany za 0,99. Trochę strachu co to będzie, ale po otwarciu jest dobrze - nie tak dobrze jak za pierwszym razem - mniej jabłkowy w smaku i zapachu, gdzieś w tle posmak piwnicy - ale dużo lepiej niż w lidlowym - na pewno wart swojej ceny.

W trakcie kolejnych wizyt w jakiejś sieciówce w centrum kupiliśmy dwa kolejne cydry. Obie butelki szampanówki z korkiem. Oba zbliżone do siebie - delikatne jabłkowe (pierwszy trochę mniej drugi trochę bardziej) ładnie zharmonizowane i rozweselające - ciut droższe niż pierwszy (po 1,90) i pewnie ciut gorsze - ale naprawdę dobre. 



Kolejny pity cydr - również z Lider Pricea'a - BIO - cena 2,40. Wyprodukowany w 100% z naturalnego soku jabłkowego bez żadnych dodatków. Nieco płytki w smaku - najbardziej kwaśny. Niezły choć w moim rankingu na 4/5 miejscu - raczej nie warty swojej ceny.

I ostatni - kupiony jako wynalazek - cydr słodki - LP 0,99. Cydr mile zaskoczył smakiem - taki soczek lekko musujący. Słodycz nie nachalna. Śmieszny bo mocy miał całe 2,2%, więc tak jakby proces fermentacji został przerwany, żeby cydr był słodki.




To co różni wszystkie pite cydry od mojego to kwaśność. W moim mocno wytrawnym czuje się przede wszystkim kwaśność i potem jest pusto. W tych oryginalnych mimo, że wszystkie są wytrawne to oznacza to przede wszystkim brak słodkości. Żaden z nich nie był tak kwaśny i pusty w smaku (mimo, że posmaki piwnicy nie są moimi ulubionymi to jednak lepsze niż posmak drożdży). Poza tym są klarowne - zapewne wyrabiane metodą szampańską - a u mnie jednak osad drożdżowy jest.
Polecam wszystkim odwiedzającym Francję spróbowanie cydru bo nie będą żałować. Na pewno jest on smaczniejszy niż wina w podobnym przedziale cenowym, a choć nie jest mocny (4-4,5%) potrafi naprawdę zakręcić w głowie
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...